kometa między gwiazdami
przenika ku ziemi
rozpalona pożądaniem dotyku
a struktura planety
trwa w wyczekiwaniu
otwiera się na przyjęcie
woła oceanów szumem
stoi maleńki człowieczek
na szczycie gór niedosiężnych
wyciąga ręce do niebytu
do chmur chłodnych
do marzeń niespełnionych
stać się chce bogiem
albo szatanem potężnym
przestrzeni ogromu
nie dosięgnie umysł
nie ogarnie istoty tworzenia
ona pochłonie świat miernoty
który w obłąkanym szaleństwie
nakłada koronę złota
na ogoloną pustą głowę